fbpx
środa, 16 styczeń 2019 12:35

"W swojej technice wykonawczej łączę emisję głosu jazzową z klasyczną" - rozmowa z Remigiuszem Kuźmińskim, absolwentem Akademii Muzycznej w Bydgoszczy

Napisała

Absolwent Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy w klasie wokalistyki i dyrygentury oraz Państwowej Szkoły Muzycznej II st. im. Juliusza Zarębskiego w Inowrocławiu w klasie wokalistyki. Uzyskał wyższe wykształcenie muzyczne jako dyplomowany wokalista i dyrygent z tytułem magistra sztuki. Jest posiadaczem głosu szkolonego o barwie i skali tenora lirycznego.

- Skąd wziął się pomysł, aby w pracy scenicznej łączyć ze sobą świat jazzu i świat klasyki?

- To ściśle związane jest z przebiegiem mojej edukacji. W czasie pięcioletnich dziennych studiów magisterskich kształciłem technikę wokalną i dyrygencką w zakresie muzyki jazzowej oraz klasycznej, natomiast w szkole średniej o czteroletnim cyklu nauczania szkoliłem głos tylko w zakresie klasyki. Tak na prawdę, od klasyki do jazzu jest bardzo blisko. Kończąc studia nie chciałem porzucać jazzu dla klasyki i klasyki dla jazzu. Kocham równo te obydwa światy. Uwielbiam zarówno swobodną improwizację na synkopowanych podziałach rytmicznych z rozjaśnionym timbrem głosu i wyróżniającym się rejestrem głowowym, jak i długie, przyciemnione dźwięki z pionowo wymieszanym mixem rejestru piersiowego i głowowego oraz opuszczoną pozycją krtani. Mam na tyle swobody wykonawczej, że zazwyczaj w każdym wykonywanym przeze mnie utworze można doszukać się stylistyki jazzowej jak i klasycznej. Moja Pani Profesor od śpiewu jazzowego na Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, celowo postanowiła nie przestawiać mnie tylko i wyłącznie na technikę jazzową. Stwierdziła, że mając dobre przygotowanie wokalne po szkole średniej klasycznej, mieszanka techniki jazzowej z klasyczną w równych proporcjach (pół na pół) sprawi, że będzie u mnie to coś unikatowego i wyjątkowego. Pan Profesor od śpiewu klasycznego również przymykał oko, że studiuję równocześnie i klasykę i jazz. Dlatego też przez cały okres studiów oraz na recitalu dyplomowym podczas obrony magisterskiej z wokalistyki mój program egzaminacyjny miał zarówno elementy jazzu, soulu, funky, r&b, musicalu, klasyki oraz lirycznej poetyki. I to był bardzo dobry pomysł moich wykładowców, za co do dziś jestem im bardzo wdzięczny. Jednym z moich utworów dyplomowych, a także tych które znalazły się na mojej pierwszej płycie, jest kompozycja "One hundred ways" Jamesa Ingrama.

 




- Zdawałoby się, że śpiew jazzowy wyklucza klasykę i odwrotnie, a tu proszę... jednak nie

- Jest bardzo dużo osób, którym jest trudno się przestawić idąc prosto z zajęć śpiewu klasycznego na zajęcia śpiewu jazzowego. Na szczęście ja nie miałem z tym większego problemu. Bardzo dużo pedagogów ze śpiewu klasycznego, wręcz zabrania edukacji jazzowej i odwrotnie. Moi profesorowie byli tak wspaniali, że pozwolili mi kształcić się równolegle w obydwu kierunkach, a nawet wyszukali w tym unikatowego dla mnie charakteru wykonawczego.

- Masz na swoim koncie wdanych kilka płyt, które można posłuchać na Twojej oficjalnej stronie www.remigiuszkuzminski.pl. Co to za albumy i w jakim stylu są utrzymane?

- Pierwszy album jest pop - jazzowy, soulowy, musicalowy i literacki. Drugi jest głównie musicalowy. Trzeci jest stricte musicalowy i pop - operowy, a czwarty to składanka wraz z innymi wykonawcami, na której znalazł się m.in. mój autorski utwór oraz kompozycja z musicalu "Afera Mayerling". Oczywiście wszystkie moje płyty zawierają muzykę mądrą, przemyślaną, niekomercyjną i zarezerwowaną dla nielicznego grona słuchaczy, które w muzyce odnajduje czegoś więcej, aniżeli tylko skocznych rytmów do potupania. 

  




- Bardzo dużo koncertujesz. Gdzie najczęściej można Cię usłyszeć i zobaczyć?

- Występuję na różnych scenach na terenie całego kraju. Teatry, estrady, sale koncertowe i widowiskowe przy centrach kultury, biblioteki, muzea, pałace, hale widowisko - sportowe, a także sceny plenerowe. Wykonuję przede wszystkim muzykę o tematyce świeckiej, ale dodatkowo wykonuję również muzykę religijną podczas koncertów w kościołach. Wszystkie koncerty bardzo mnie uskrzydlają i są pełne niesamowitych emocji. W końcu talent, który posiadam to nie jest moja zasługa. To Dar, który dostałem od Pana Boga przy narodzinach. Nie każdy może urodzić się z takim podarunkiem. I koncertując w kościołach mogę w ten sposób swoim śpiewem Panu Bogu za to dziękować.

- Czy koncertowałeś także za granicą?

- Tak, koncertowałem poza granicami kraju, głównie a studiach. Będąc na II roku, wraz ze swoimi wykładowcami oraz szerokim gronem koleżanek i kolegów z uczelnianego chóru kameralnego, wyjechałem na turnee koncertowe do Montreux i Vevey w Szwajcarii. Koncertowaliśmy m.in. w hotelu, w którym często bywał i ostatnie dni swojego życia spędził Freddie Mercury (wokalista zespołu Queen). W czasie wolnym spacerowaliśmy również po placu nad Jeziorem Genewskim, gdzie znajduje się słynny pomnik Mercurego. To były niesamowite wrażenia.

- Czy muzyka towarzyszyła Ci już od najmłodszych lat?

- Tak, już od wczesnego dzieciństwa muzyka była dla mnie wszystkim. Rówieśnicy interesowali się zupełnie czymś innym, a ja ćwiczyłem gamy, pasaże, trenowałem głos w szkole muzycznej i domach kultury oraz jeździłem po festiwalach i konkursach muzycznych. Niby otaczałem się znajomymi, ale tak na prawdę zawsze mentalnie żyłem zupełnie obok nich. Miałem swój artystyczny świat i dostrzegałem rzeczy, których inni nie dostrzegali. Byłem bardzo wrażliwym dzieckiem. Ta wrażliwość od samego początku pozwalała mi fascynować się sztuką, która dla innych okazywała się błaha, a często nawet śmieszna. Bawiąc się z kolegami i koleżankami na podwórku często myślałem o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w zaciszu swojego domu, gdzie będę mógł znów spokojnie zamknąć się w świecie swojej ukochanej muzyki, sztuki, poezji i marzeń artystycznych. Zawsze uwielbiałem śpiewać, grać na gitarze, komponować muzykę i pisać teksty piosenek. W domu czułem się spokojnie i bezpiecznie, a przede wszystkim spędzałem czas twórczo. Jak chcę się uprawiać zawód artysty, to trzeba postawić wszystko na jedną kartę. I tak właśnie zrobiłem. Doskonale zdaję sobie sprawę, że dla wielu ludzi byłem, jestem i zawsze będę w pewnym sensie dziwolągiem, ale to wcale mi nie urąga, wręcz przeciwnie jestem dumny, że mogę wyróżniać się czymś niszowym, nieprzeciętnym, oryginalnym i rzadko spotykanym, ponieważ artystą nie każdy może być. Dar, który otrzymałem należy rozsądnie wykorzystać. Podparłem go wykształceniem muzycznym, na co dzień koncertuję na scenie, śpiewam dla ludzi i jestem z tego bardzo zadowolony.

- Czy łatwo było rówieśnikom zrozumieć Twoje obcowanie ze sztuką?

- Powiem tak... Nie miałem łatwego dzieciństwa..., ponieważ nie tylko z powodu bzika na punkcie muzyki, ale także z powodu rzadko spotykanej choroby neurologicznej, z którą się urodziłem, byłem wyśmiewany, napiętnowany i dyskryminowany przez prawie wszystkie grupy społeczno - rówieśnicze. Na szczęście z drobnymi i rozsądnymi wyjątkami, ponieważ osoby z tego najbliższego kręgu, które mnie dobrze poznały, po jakimś czasie już akceptowały. W zasadzie to każde wyjście z domu bardzo dużo kosztowało mnie nerwów i stresu. Rodzice musieli często mnie uspokajać, pocieszać i zapewniać, że wszystko jest w porządku..., że nikt się nie naśmiewa itd., ale ja doskonale czułem na własnej skórze te śmiechy-chichy i co najgorsze często słyszałem najróżniejsze obelgi. Do dziś mam ogromną traumę z dzieciństwa i jestem wrażliwy na krzywdę międzyludzką. Jeśli w wieku 6, 10 czy 14 lat słyszysz epitety w swoim kierunku i na dodatek jesteś z natury bardzo wrażliwy, to potem w dorosłym życiu musisz włożyć bardzo dużo pracy w swoją osobowość i musisz otoczyć się takimi ludźmi, którzy wyciągną Cię z tych przykrych przeżyć. Na szczęście mi się udało i tak na prawdę dopiero w średniej szkole muzycznej oraz na studiach muzycznych spotkałem ludzi, którzy mnie w pełni uszanowali, zaakceptowali moje schorzenie, a przede wszystkim polubili i cenili za to co potrafię oraz co sobą reprezentuję. Z wieloma ludźmi z mojego roku studiów mam kontakt do dziś. Natomiast dla rówieśników z dzieciństwa, mój świat artystyczny i podążanie drogą muzyki, było czymś nieznajomym. Co prawda wiedzieli, że śpiewam, gram i że kocham to robić całym sercem, ale do końca nie zdawano sobie sprawy, na jak wielką skalę jest to dla mnie ważne i wartościowe. Dziś, żyję tylko tym, co jest tu i teraz... i chcąc podkreślić radość z miłej teraźniejszości, postanowiłem napisać utwór pod takim właśnie tytułem ("Tu i teraz"), który pochodzi z mojej drugiej płyty.

 





- Po Twoich wypowiedziach można wywnioskować, że posiadasz konserwatywne wartości i idee. Coś w rodzaju typowej duszy romantyka i humanisty. Czy tak jest?

- Tak, zdecydowanie tak jest. Mam swoje własne zdanie, zasady oraz konserwatywny światopogląd na temat życia i świata. Jak tak wszystko obserwuję dookoła, to często myślę, że moja osoba i światopogląd w ogóle nie pasują do dzisiejszych czasów. Chyba powinienem urodzić się w innej epoce (śmiech). Trudno jest mi się odnaleźć w dzisiejszym świecie. Nie mogę pogodzić się z przemijaniem oraz z tym, że świat i ludzkość na przestrzeni lat, tak bardzo się zmieniły. Nie piję i nie lubię alkoholu oraz nie palę papierosów. Nie lubię imprezować jak większość ludzi, a rozrywkę zapewniam sobie muzyką, sztuką, książką, swoją pracą na estradzie, oraz wyjściem do teatru, opery czy filharmonii. Nuda, prawda? (śmiech). Niespotykane zjawisko jak na te czasy. No, ale cóż, to cały prawdziwy ja. Dodatkowo drażni mnie nachalny rozwój technologii i moda na te wszystkie facebooki, tweetery i inne społecznościowe bajery (śmiech). Najlepiej czuję się wśród osób ze swojej branży artystycznej. No ale wiadomo, że trzeba umieć dostosowywać się do wielu innych sytuacji.

- Czy oznacza to, że jako artysta nie masz konta na portalach społecznościowych?

Nie mam, choć zdaję sobie sprawę, że jako osobie publicznej z branży artystycznej, takie konto wypadałoby posiadać. Jest wiele rzeczy, które mnie przed tym powstrzymują. Postawiłem na oficjalną stronę internetową www.remigiuszkuzminski.pl, gdzie można przeczytać wszystko co dotyczy mojej pracy. Od administratorów mojej strony wiem, że moja witryna w sieci ma ogromny ruch i wielką ilość wyświetleń. Jako jeden z pierwszych ludzi miałem konto na Facebooku (aż trzykrotnie), ale później zlikwidowałem, ponieważ za każdym razem utwierdzałem się w przekonaniu jak bardzo nie pasuję do tego typu wirtualnej bajki. Nie akceptuję czegoś takiego jak dobrowolne komentowanie w sieci. Nie mogę pogodzić się z tym jak bardzo ludzie krzywdzą się nawzajem w internecie. Nie akceptuję tego, że przyszła moda na taką wolność słowa i przyzwolenie, aby w ciągu sekundy za jednym kliknięciem klawiatury komputera móc zniszczyć człowieka. Moim zdaniem, możliwość komentowania w sieci powinna zupełnie inaczej przebiegać, ale to już jest dłuższy temat. Portale społecznościowe to śmieszny, chory, płytki świat i niestety stał się modny. Niby trzeba iść z duchem czasu, ale korzystanie z niebiesko białego portalu, to podpisany cyrograf z jego właścicielem. Niestety ludzie sobie z tego sprawy nie zdają, ile szkody wyrządza taki portal. Nie mając profilu nie czuję się w żaden sposób wykluczony cyfrowo lub gorszy od innych. Wręcz przeciwnie, podkreślam w ten sposób swoją oryginalność i światopogląd. Kontaktuję się z ludźmi, z którymi chcę się kontaktować, chociażby poprzez sms-y i rozmowy telefoniczne bez limitu, maile oraz spotkania w realu. W zupełności mi to wystarczy. Jak już nie masz konta na społecznościówce to bliskie Ci osoby, które zawsze dzwoniły, pisały, pamiętały o Tobie i odpowiadały na wszelkie życzenia, po prostu nagle przestały pamiętać. Trudno, ich wybór! Może za bardzo poszły w myśl znanego powiedzenia: "nie ma cię na fejsie - nie istniejesz" (śmiech), bo przecież na fb wyświetlają się urodzinki na bieżąco. Tam składa się życzenia nawet pani z warzywniaka i kasy biletowej (śmiech). Cóż, takie czasy nastały. Często mówię, że: "ja już miałem swojego jednego facebooka w dzieciństwie, gdzie jechano po mnie jak po łysej kobyle, więc drugi raz się na to nie zdecyduję" (śmiech). 

- Co takiego martwi lub smuci Cię w dzisiejszym świecie?

- Martwi mnie człowiek. Z powodu wielu przykrości zaznanych od ludzi, zraziłem się z punktu widzenia psychologicznego do jednostki ludzkiej, a że psychologią już od czasów studiów bardzo się interesuję, to rozkładam ludzkość na czynniki pierwsze. W pewnym etapie swojego życia zupełnie zaprzestałem wierzyć w człowieka... i zacząłem sądzić, że ludzi w pewnym sensie należy się bać, ponieważ człowiek to najbardziej przebiegła oraz okrutna istota na ziemi (oczywiście i na szczęście z małymi wyjątkami). Nie mogę pogodzić się z tym jak bardzo człowiek potrafi niszczyć drugiego człowieka, doświadczając oczywiście tego na własnej skórze. Czy zwierzęta są tak okrutne jak ludzie? Nie! Dlatego postanowiłem zostać samotnikiem z wyboru, co prawda z garstką, ale za to wartościowych i jakościowych ludzi. Pomogła mi w tym dokładna, kilkukrotna i przemyślana selekcja znajomości. Dzięki temu moje życie jest teraz spokojne, harmonijne, poukładane, szczęśliwe i co najważniejsze... pełne "czystej" muzyki.

- Czy pisząc teksty do swoich utworów posługujesz się preferowanymi przez siebie wartościami?

- Bardzo często tak jest. Moje doświadczenia życiowe przelewam na teksty i dźwięki. Zamieszczam w nich swoje przemyślenia, radości, smutki, obawy, wątpliwości i najróżniejsze obserwacje.

- Kiedy i w jakich okolicznościach najczęściej tworzysz?

- Jestem "nocnym markiem". Mój umysł wieczorami i nocami jest najbardziej kreatywny, chłonny i w pełni sił do działania. Wtedy mam najwięcej pomysłów. Nocami powstaje najwięcej moich utworów, aranżacji oraz scenariuszy koncertowych. Poza tym nocą również słucham bardzo dużo ciekawych i mądrych audycji radiowych, czytam mnóstwo publikacji psychologicznych i książek, słucham bardzo dużo muzyki innych wykonawców, rozmyślam, planuję, marzę, gdybam, a nawet zatapiając się we wspomnieniach, zdarza mi się popłakać. Z kolei za dnia jeżdżę na próby, treningi wokalne i oczywiście koncerty. Uwielbiam pracować zwłaszcza, gdy jest chłodno na dworze, ponieważ jestem osobą, która nie przepada za wiosną i latem, a wręcz uwielbia porę jesienno zimową.

- Jakbyś miał wymienić swoje największe zalety i wady, zarówno te życiowe, osobiste jak i artystyczne... to co szczególnie wziąłbyś pod uwagę?

- Niestety jestem bardzo wybuchowym cholerykiem. Jeśli ktoś wejdzie mi za skórę i bezpodstawnie obrazi, potrafię się do niego błyskawicznie zrazić i zdystansować na długie lata. Z kolei, jeśli ktoś jest do mnie naturalnie i szczerze dobry, to potrafię oddać mu swoją dobroć nawet w potrojonej ilości. Wtedy takim ludziom oddaję się bezgranicznie i powierzam im swoje życie. Potrafię być bardzo samokrytyczny w stosunku do siebie. Jak nikt inny, dobrze znam swoje wady i kompleksy fizyczne, dlatego często potrafię obrażać i krytykować swoją osobę, ale nie potrafię się z siebie śmiać i nie rozumiem płytkich żartów. Umiem otwarcie powiedzieć, kiedy w czymś zawinię, a kiedy wiem, że mam rację, to bronię jej za wszelką cenę. Jestem uparty, zawzięty, czasem zbyt podejrzliwy, uczuciowy, współczuły, kochający pełnym sercem, dobroduszny, ufny i perfekcjonistyczny. No i niestety zbyt dużo jem. Borykam się z otyłością brzuszną. W dużej mierze zacząłem tyć na studiach, gdzie jadłem szybko i dużo. Doskonale wiem, że powinien zrzucić zbędne kilogramy, ale nie potrafię. Jedzenie (zwłaszcza cukier i mąka) są moim nałogiem. Parę lat temu poprzez dietę niemalże głodówkową zawziąłem się i schudłem 60 kilogramów, ale po rocznym niejedzeniu cukru, nagle go spróbowałem i wpadłem w nałóg tzw. cukroholizmu (coś na podobnej zasadzie jak nie pijący przez rok alkoholik po wypiciu jednego kieliszka). Następnie przyszedł efekt jo-jo i wróciłem do swojej wagi. Od tamtej pory jest mi ciężko schudnąć.

- Wykonujesz zawód, który kochasz. Muzyka jest w Tobie i Ty jesteś w muzyce. A czy masz jakieś pozamuzyczne zainteresowania?

Tak, to prawda. To jest mój najukochańszy zawód i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Tak jak wspominałem we wcześniejszych wypowiedziach, interesuje mnie również psychologia. Dużo czytam i stale poszerzam wiedzę na jej temat. Zgłębiając tajniki psychologiczne potrafię nie tylko rozszyfrować człowieka, ale również łatwiej jest mi popracować nad sobą. My ludzie jesteśmy istotami, które błądzą i mając taką wiedzę psychologiczną, zawsze mogę coś w sobie udoskonalić lub naprawić. Jeśli chodzi o zainteresowania pozamuzyczne, to interesuje mnie też architektura wnętrz.

- Studiowałeś zarówno wokalistykę jak i dyrygenturę. Czy dzisiaj oprócz tego, że śpiewasz to również dyrygujesz?

Dobre pytanie, dawno mi nikt takiego nie zadał (śmiech). Tak, jestem zarówno dyplomowanym wokalistą, jak i dyrygentem, ale dziś w swojej pracy artystycznej korzystam tylko i wyłącznie z wokalistyki. Zaraz po studiach przez krótki czas założyłem kilka swoich chórów, którymi na co dzień dyrygowałem. Chóry te należały do ośrodków kultury, w których byłem zatrudniony na umowie tzw. śmieciowej (jak to się teraz popularnie zwie), gdzie w wymiarze np. ćwiartki lub połówki etatu dostawałem wynagrodzenie miesięczne, o którym dzisiaj głośno nie mówię, bo aż wstyd (śmiech). Nawet kilka razy zmieniałem ośrodki kultury z nadzieją, że gdzieś indziej będzie większy etat, ale to było tylko złudzenie, ponieważ wszędzie dla mnie jako dyrygenta nie było godziwych pieniędzy. Poza tym, po jakimś czasie przestał mi też sprzyjać klimat oraz atmosfera panująca w tej pracy. W każdym bądź razie, będąc po studiach z wyższym wykształceniem na dłuższą metę nie mogłem sobie pozwolić na taką pracę, bo zwyczajnie była to gra nie warta zachodu i poniżająca moją osobę, a przecież trzeba jeszcze za coś żyć. Był to zmarnowany czas, ponieważ mogłem wtedy zrobić wiele wspaniałych rzeczy dla siebie, właśnie takich które robię dziś. Zbyt późno się ocknąłem, ale jak to się mówi: "lepiej późno, niż wcale". Dzisiaj grając recitale i koncerty jako wokalista wychodzę na tym o wiele lepiej. Przede wszystkim daje mi to chleb powszedni. 

- Gdybyś kiedyś dostał propozycję dyrygencką, przyjąłbyś?

- Myślę, że tak. Gdyby wpadła kiedyś dobrze płatna propozycja np. z filharmonii lub jakiegoś teatru, aby jednorazowo przygotować i poprowadzić gościnny koncert od strony dyrygenckiej z orkiestrą symfoniczną, kameralną, jazzową albo chórem, to zdecydowanie wziąłbym do rąk partyturę, batutę i z miłą chęcią stanąłbym za pulpitem dyrygenckim. Póki co, wpadają propozycje tylko dotyczące wokalistyki, ale nigdy nie wiadomo co będzie dalej.

- Jakie plany artystyczne przed Tobą?

- Mam bardzo dużo ciekawych pomysłów na swoją pracę. W planach jest nagranie i wydanie jeszcze niejednej płyty. Kto wie, może już w tym roku ujrzy światło dzienne mój kolejny krążek. Poza tym koncerty, recitale oraz rozwój i nieustanna praca nad warsztatem. To są moje priorytety.

- A jakie marzenia?

- Zdrowie, zdrowie i jeszcze raz zdrowie.

- Tego życzymy z całego serca! Dziękuję za rozmowę. 

- Dziękuję bardzo.

 

 

Dla Portalu Muzycznego NutaFM.pl - wiedxma

Wyświetlony 6727 razy

PIXEL_TEXT_LEGAL PIXEL_LINK_LEGAL_TEXT